LOGOWANIE | REJESTRACJA


NowościTesty ANRecenzje użytkownikówKatalog sprzętuObserwacjeArtykułyGaleria

Lutowe okienko w Blizinach
[OBSERWACJE] 2017-04-12 | Marek "Panasmaras" Nawrocki | źródło www.astronoce.pl

Po posusze obserwacyjnej trwającej równy miesiąc, w poniedziałek 27 lutego pojawiła się szansa na okienko pogodowe. Stwierdziłem, że muszę wyskoczyć pod niebo, choćby częściowo zachmurzone i chwilę pogapić się w gwiazdy. Z godziny na godzinę Sat24 dawał coraz większe nadzieje.

Po dojechaniu do Blizin, jak zwykle wysiadłem z auta jeszcze przed dojechaniem na właściwą miejscówkę, żeby wstępnie ocenić jakość nieba. Orion nieźle widoczny, przejrzystość nie najgorsza - więc serce rośnie, bo uda się zaspokoić największy głód. Po przejechaniu paruset metrów od asfaltowej drogi czekała niemiła niespodzianka - w ciągu dwóch minut dosłownie połowa gwiazd została pochłonięta przez świeżo przybyłą, niską chmurę. Ręce mi opadły. Odpaliłem ponownie Sat24, by sprawdzić, czy jest szansa. Niby jest, wystarczy czekać. Dwa kwadranse później miało się ostatecznie zadecydować, czy niebo się przetrze, czy też niska, szara kołderka rozbuduje się i zostanie w Blizinach na dłużej. Skorzystałem z ostatnich dziur w chmurach (lub raczej - z cieńszych warstw), by złapać piękny sierp Wenus. Liczyłem jednak, że wypad będzie nieco owocniejszy niż jedna planeta i dwadzieścia parę minut oddychania świeżym powietrzem.

Pięć minut przed upływem ultimatum, niebo zaczęło się przecierać. Po następnych kilku minutach, było już niemal całe wolne od chmurw.

Przejrzystość zdawała się być całkiem niezła, ale nie dawała większych nadziei na skuteczne łowienie ciemnotek. Niespecjalnie mnie to martwiło, gdyż post obserwacyjny najłatwiej zaspokoić dawno nie widzianymi klasykami.

Wycelowałem w M42. Mgławica nie była tak wyrazista, jak pierwszej i ostatniej nocy w Odernem, ale prezentowała się lepiej, niż drugiej zlotowej nocy. Wobec przebiegających resztek zachmurzenia, przeskoczyłem dość szybko do zenitu. Złapałem Kota z Cheshire wraz z rumianym policzkiem Messiera 38, dalej w lewo przez M36 do M37, przy której zatrzymałem się na dłużej. Pierwsze wrażenie - gromada rozbita na setkę słońc. Kiedy opadły pierwsze emocje, uważniejsze przypatrzenie kazało ostudzić własny entuzjazm, niemniej, dostrzegłem kilkadziesiąt ciasno upakowanych gwiazd, od których wciąż nie mogłem oderwać oczu. M37 zwykle była tą najmniej powalającą z trójcy Messierów w Woźnicy, przynajmniej dopóki obserwowałem przez 10x50 i 16x70. 22x85 zweryfikowała prywatny ranking. Ot, uroki przesiadki sprzętowej.

Upojną chwilę później, przypomniałem sobie o pewnej ciemnotce, dość wyraźnej na zdjęciu Marcina Paciorka. Flankuje ona M37 od południowego wschodu (symetrycznie, z drugiej strony jest Barnard 34). Wycelowałem Tereskę we właściwe miejsce. Niemal od razu zaczął przebijać nieco ciemniejszy od tła obszar, jednak przylegająca doń parka gwiazd równie dobrze mogła tylko sugerować oczom pociemnienie (na zasadzie zwykłego kontrastu). Przesunąłem kadr na prawo od M37 - Barnard 34 był niezbyt wyraźny, postanowiłem więc dać swoim oczom nieco więcej czasu na adaptację.

Przeskoczyłem do stopy Kastora, w okolice M35. Jeśli jest kilka kadrów, które mogą zdecydować, żeby mimo wszelkich niedogodności pogodowych wciąż uparcie trzymać się obserwacji wizualnych, z pewnością widok Messiera 35 z otoczeniem jest jednym z takich widoków. Powoli przeniosłem wzrok na niewiele mniej cudownego Collindera 89, poświęcając mu kolejną chwilę. Sześć najjaśniejszych gwiazd gromady, układających się w charakterystyczny igrekowaty kształt, przepięknie wybijał się ponad okoliczną drobnicę. Klaster pewnie nie byłby tak urokliwy, gdyby nie leżał na tle jednego z bogatszych zakątków Drogi Mlecznej - ale taki już urok obserwowania Wszechświata z powierzchni jednej, mało znaczącej grudki żelaza, krzemu, tlenu i magnezu (plus przyprawy). Kontekst zawsze będzie miał znaczenie.

Zarejestrowałem też NGC 2158 i IC 2157, nie siląc się na pobliską IC 2156, który sama z siebie nie zawołała “hej! tu jestem!”. Wieczór był wciąż młody, a ja wciąż miałem ochotę jedynie na obiekty łatwe i wyraziste (twoje zdrowie, Jurku!).

Przypomniałem sobie o ostatnich Obiektach Tygodnia. Wykorzystując górowanie Wielkiego Psa, wycelowałem w Zimowe Albireo. Nalot nie sprawił żadnych trudności. Wystarczyło złapać τ Canis Maioris z charakterystyczną ziarnistą poświatą gromady NGC 2362, a następnie odbić nieco w górę. I znów Tereska pokazała, że jest dwururką, jakiej mi było trzeba. 145 CMa okazała się być cudowna od pierwszego wejrzenia.  Lorneta rewelacyjnie pokazała kolory gwiazd (w końcu za to ją parę lat temu pokochałem, kiedy jeszcze była nie-moja, wycelowana w Albireo letnie). Fujinon 10x50 spisał się ciut słabiej - barwy gwiazd były mało wyraziste, a separacja ledwie satysfakcjonująca (zapewne przez niewielką wysokość nad horyzontem). Pozostałem więc dłuższą chwilę przy 22x85.

Źródło: Taki Star Atlas

Skoro już kręciłem się w okolicach Wielkiej Psiny, postanowiłem odwiedzić Hełm Thora (NGC 2359). Standardowo odbiłem od Syriusza, przez γCMa - i nie mogłem się nie zatrzymać przy NGC 2360. Kolejna poprzesiadkowa niespodzianka: gromada nie jest już ledwoziarnistą poświatą, a mięsistą gromadą, w której wybijają się dobre dwa tuziny słońc, wyraźnie ciaśniej upakowanych w północnej części. Wracałem do obiektu jeszcze parę razy tej nocy, wciąż niedowierzając, ile nowego może wnieść dodatkowe 20% średnicy obiektywów i niespełna 38% powiększenia. Gromada zaczarowała mnie tak bardzo, że niespecjalnie wiele czasu poświęciłem sporemu, choć i raczej bezkształtnemu pojaśnieniu Hełmu Thora. Postanowiłem za to wyłapać dwie pobliskie gromady - NGC 2358 i Haffner 23. W miejscu, gdzie spodziewałbym się pierwszej z nich, widać było dość rozległą kątowo grupę gwiazd, ciężką do wydzielenia z tła (gdyby nie wskazanie na mapie, nie zwróciłbym na nią uwagi). W Teresce widać było jej trzon - horyzontalny sznurek 6-7 gwiazd z tuzinem słabszych słońc, rozrzuconych nieregularnie dość szeroko wokół. 10x50 pokazała bardzo słabe pojaśnienie od gwiazd, choć i centralny “sznureczek” dał się wyłapać. Później, zaglądając do źródeł okazało się, że gromada powinna mieć 8’ średnicy, choć jest i jedno źródło podające wartość 20’ (Interstellarum oznacza ją jako dość sporą kątowo). Gdyby trzymać się tej drugiej wartości, być może okazałoby się, że widziałem cień NGC 2358. Jeśli właściwa jest pierwsza wartość - gromady nie widziałem. Natomiast pobliski Haffner 23 okazał się być jeszcze mniej efektowny - ot, mała koncentracja drobnicy, jakiej wiele w tym rejonie. W zasadzie nie mam pewności, czy ta szczypta słabych słońc należała do gromady. Cóż, wobec takiej sąsiadki jak NGC 2360, sporo obiektów wypada zwyczajnie blado.

NGC 2360. Źródło tego i dalszych zdjęć: Aladin

Korzystając z niezłej już adaptacji, wróciłem do M37. Upewniwszy się, że Barnard 34 jest całkiem wyraźny, zrobiłem drugie podejście do owej paciorkowej ciemnotki - mowa o LDN 1555. Tym razem nie było wątpliwości - poniżej parki gwiazd dał znać o sobie zupełnie nietrudny, ciemny fasolkowaty kształt. W 10x50 był dużo mniej wyraźny, ale wciąż tylko nieco trudny do wyłapania. Takie to uroki łapania ciemnotek bez mapy - niespecjalnie zaskakują mnie już sytuacje, że oto kolejna całkiem wyraźna mgławiczka cały czas czekała na wyłowienie, często będąc w polu widzenia opatrzonego po stokroć obiektu. Gdyby nie zdjęcie Marcina, pewnie dalej by czekała (i jak tu nie subskrybować czyjejś zawartości na forum?). Miesiąc później dorzucę do kompletu LDN 1560, południowo-wschodnią część tego samego kompleksu pyłowego (przynajmniej na zdjęciach wydaje się być to wszystko powiązane ze sobą).


Kolejny przeskok był dość odległy, do zachodniego zakątka Byka, gdzie czekała NGC 1514, zwana gdzieniegdzie Okiem Kleopatry. Nalot na tę mgławicę okazał się być bardzo łatwy - od ζ Persei wystarczyło odbić jakieś 2° na wschód do szerokiej trójki dość jasnych gwiazd, a następnie do nieco słabszego trójkąta słońc stopień niżej. Planetarka okazała się być widoczna w zasadzie z przyłożenia. Patrząc na wprost znikała, "odsłaniając" gwiazdę centralną, wyraźnie słabszą niż trzy okoliczne gwiazdki. Zerkaniem - wyraźnie rosła, łapiąc nawet delikatny, niebieski kolorek.

Zachęcony wyrazistością obiektu, wycelowałem 10x50. Tutaj sprawa nie była aż tak jednoznaczna, ale bez wątpienia zobaczyłem jedno z dwojga - gwiazdę lub planetarkę. Dłuższe wpatrywanie nie pozostawiało wątpliwości, że "gwiazdka" jest rozmyta. Podchodziłem do obiektu jeszcze kilka razy tego wieczoru, i za każdym razem mgławica uparcie tam była. Po dłuższej adaptacji patrząc na wprost udało mi się wyłuskać (ledwo, ale jednak) gwiazdę centralną. Nie było natomiast najmniejszego śladu koloru.


Następną mgławicą na liście była Pętla Barnarda. Przez dłuższy czas coś mi nie grało, kiedy próbowałem ją złapać z doskoku. Jak się okazało, ostatnich parę razy szukałem w złym miejscu. Tamtego wieczoru jednak nie pokpiłem sprawy i dobrze przyjrzałem się mapce. Wycelowałem lornetę nieco powyżej i w lewo od M78. Jaśniejszy pas zaczął się pokazywać najpierw dość nieśmiało, ale z każdą chwilą coraz mocniej. Wsparłem się parą filtrów UHC-E, które bardzo nieznacznie poprawiły widoczność dość szerokiej smugi, przypominającej wielkością i trudnością Kalifornię (NGC 1499). Spróbowałem przesunąć kadr w poszukiwaniu kontynuacji pojaśnienia - na zachodzie dość szybko ślad się urywał, ale miałem wrażenie (słowo-klucz: wrażenie), że w kierunku południowym da się wyłapać mdłe pojaśnienie, urywające się ciut powyżej wysokości Alnitaka.

Zachęcony jedną Mission Impossibru, przeskoczyłem między Rigela a Cursę. Ustawiłem kadr na północny cypel Głowy Wiedźmy (IC 2118), koncentrując się na szukaniu subtelności tła w okolicach trójkąta gwiazd siódmej, ósmej i dziewiątej wielkości, powyżej asteryzmu “łódeczki”. Momentami miałem wrażenie, że widzę pojaśnienie w miejscu, gdzie znajduje się północny cypel IC 2118, lecz wciąż bez pewności - sąsiadujące gwiazdy znów mogły wprowadzać w błąd. Cóż, kiedyś się uda, na pewno.


Następnych parę chwil pokręciłem się w północno-wschodnich rubieżach Oriona. Na pierwszy ogień poszła dość jasna mgławica NGC 2174, zwana Głową Małpy. Obie lornety pokazały wyraźne pojaśnienie wokół gwiazdy siódmej wielkości. Choć w Teresce mglisty owal był zupełnie wyraźny, nie dopatrzyłem się widocznych na zdjęciach nieregularności zachodniej krawędzi obiektu (przez czeski błąd: zapamiętałem sobie ze zdjęć “tę krawędź” jako lewą, a więc wschodnią). Na pożegnanie Oriona odwiedziłem jeszcze dwie pobliskie gromady otwarte - NGC 2169 (tę od asteryzmu “37”) oraz NGC 2194. Za pierwszą nigdy nie przepadałem (choć łatwa, jasna i wyraźna), ale przypomniałem sobie, dlaczego zawsze lubiłem tę drugą - lekką, zwiewną i bez śladu rozbicia. Tak, jak Albireo ma swoje zimowe alter ego, tak ta gromada przywodzi mi na myśl jeden z ulubieńszych obiektów w Łabędziu - NGC 7086. Na sam koniec odwiedziłem również łatwą NGC 2184, po czym stwierdziłem, że trzeba dać Myśliwemu odpocząć, a pomęczyć za to chłopaków piętro wyżej


...

To była moja pierwsza solidniejsza sesja z użyciem Tereski (TS Marine 22x85). Owszem, wcześniej było Oderne, jednak stamtąd przywiozłem więcej niedosytu niż wspomnień, poza tym - co to za obserwacje na zmęczonego? Lutowe okno pogodowe (całe półtorej godziny na Pomorzu) wykorzystałem całkiem treściwie, choć gdyby nie Łukasz i jego wytrwałe opisywanie Obiektów Tygodnia, pewnie znów skończyłoby się na chaosie i niedosycie.

Samą lornetą jestem zachwycony - przeskok z 10x50 jest znacznie wyraźniejszy niż w przypadku 16x70, a jednocześnie trzystopniowe pole wciąż kadruje obiekty “po lornetowemu”, na szeroko. Naprawdę miło jest mieć dwie cudowne, świetnie uzupełniające się dwururki. Czuję też wyraźny przeskok z 16x70, jeśli chodzi o zasięg. Choć mój średnioformatowy Fujinon był naprawdę kapitalny, potrzebowałem czegoś, co pozwoli skuteczniej łowić drobniejsze ciemnotki, pozwoli też sięgnąć po więcej planetarek i odczaruje wiosnę.

Ale o tym będzie już inna relacja :)








Wszystkie prawa zastrzeżone / All rights reserved
Copyright © by Astronoce.pl | Design & Engine by Trajektoria